top of page

Gniazdo/Nest


kuratorki: Dorota Chilińska i Katarzyna Lewandowska
 

Projekt „Gniazdo/Nest” rozpoczął  się w 2017 roku wystawą „Gniazdo/Nest. Polska sztuka współczesna
wobec granic” podczas Dni Polskich w Wiedniu w wiedeńskiej siedzibie PAN. 

Odsłona druga projektu odbyła się w Gdańsku w 2018 roku w Dużej Zbrojowni Akademia Sztuk Pięknych
Gdańsku.

W 2019 roku projekt Gniazdo/Nest 1939/1999/2019 został zaprezentowany w Getyndze w Galerii
Art Supplement.

linki zewnętrzne:

 

1. recenzje:

http://www.splesz.pl/ewa-sobczyk-gniazdo-czyli-splocie.../

2. Facebook:

https://www.facebook.com/Gniazdo-Nest-1460729157315237

katarzyna lewandowska "GNIAZDO" tekst kuratorski

Baza: ja, ty, on, ona , ono, my, wy, one, oni

Nadbudowa: ojczyzna/ojczyzny, patriotyzm, pamięć, język, narodowość, praca, emigracja, imigracja, nomadyzm, walka

 

Jeśli ktoś nie lubi skomplikowania, złożoności i zmian, nie może dobrze się czuć w XXI wieku”[1]

„Czy wartość istnienia może być uszczuplona? Zakładając, że istnienie jest wartością (a takie przyjmuję założenie), choć może być przekleństwem, ale to niczego nie zmienia, gdy pytam, czy wartość tego przekleństwa może być przez kogokolwiek zniszczona?”[2]

                                                                                  

Tytułowe Gniazdo zostało uplecione na różne sposoby przez artystki i artystów  którzy reprezentują dwa ośrodki akademickie w Polsce: Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku oraz Wydział Sztuk Pięknych w Toruniu. Intymne wypowiedzi zapisane słowem a następnie zwizualizowane wciągają tego, który patrzy w ICH gniazda, mniej lub bardziej metaforyczne, czasami dosłowne do bólu, wieloznaczne. W tym przypadku gniazdo jest synonimem trzech słów wyartykułowanych przez każdą z artystek i każdego z artystów biorących udział w wystawie. Zbudowali swoje gniazdo dla siebie i innych.

Projekt wystawy stanowi krytyczny komentarz do współczesnych czasów: dusznych i co raz bardziej niepokojących. Rosi Braidotti analizując rzeczywistość w której żyje pisze:: „narodziła się nowa etyka oparta na doświadczeniu bólu, wrażliwości i zmienności”.[3] Według filozofki te trzy komponenty powinny budować nasze człowieczeństwo i naszą wrażliwość wobec świata. Współodczuwanie i akceptacja ciągłej fluktuacji ‘stanowią’ o charakterze dzisiejszego człowieka.

Poprzez ciągły ruch, który właściwie jest najcelniejszą wytyczną XX i XXI wieku dotychczasowe, niby stałe punkty oparcia zniknęły. Zharmonizowany, poukładany i jednocześnie zamknięty podmiot został przymuszony do intensywności, której być może wcale nie chce. Jego poszukiwanie ‘utraconego czasu’ i dawnego spokoju nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Postawy kosmopolityczne próbują niwelować granice. Wydawać by się mogło, że taka sytuacja jest korzystna dla większości ludzi. Jednak okazuje się, że każda inność jest potencjalnym zagrożeniem dla Ja, które jest w sobie i dla siebie. Każdy inny staje się Obcym. Gniazda są obwarowane i należą wyłącznie do swoich a czasami tylko do naszych. Taka sytuacja jest bardzo niebezpieczna, znamy ją z doświadczenia oraz z historii.  Isaiah Berlin podsumowując miniony wiek napisał: „(…) Innym (czynnikiem) są niewątpliwie potężne nawałnice ideologiczne, które wstrząsnęły losem dosłownie całej ludzkości: rewolucja rosyjska – wraz z jej następstwami – totalitarystycznymi tyraniami prawicowymi i lewicowymi – oraz erupcja nacjonalizmu, rasizmu, gdzieniegdzie fanatyzmu religijnego.”[4] Jakże trafna diagnoza czasów współczesnych.

Gniazdo ma naturę ambiwalentną.

Czy jest miejscem bezpiecznym? Powinno być, ale nie zawsze jest. Ptaki po wykluciu rywalizują ze sobą. Silniejsze dziobią najsłabsze z rodzeństwa, które ucieka na krawędź gniazda aż w końcu z niego wypada. Gniazdo to przestrzeń dobra i zła. Życiodajna i śmiercionośna, budującą i całkowicie destruktywna, zdrowa i chora. Ta która daje i ta która zabiera.

Współczesny świat  stanął nad przepaścią. Próby życia w zgodzie z drugim, Innym, naturą nie powiodły się. Człowiek doświadczając kolejnych konfliktów zbrojnych nie uczy się na błędach poprzedników i swoich, powtarza je w nieskończoność. Nauka i technologia rozwijają się w niewyobrażalnie szybkim tempie a człowiek ciągle hierarchizuje świat, koncentrując się na swoim ego. Bezwzględny, wciąż walczy o władzę – opresyjnie, siłowo.

Taka postawa – neurotyczna i agresywna może wyłącznie prowadzić do samozniszczenia. Stabilna dotąd konstrukcja gniazda zostaje rozmontowana, chwieje się niebezpiecznie aby na sam koniec rozpaść się na wiele fragmentów.

 

Zaproszone/eni przez Dorotę i przeze mnie artystki i artyści w swoich pracach odnieśli się do kondycji świata, która wygląda dość marnie.  

 

 

[1] Rosi Braidotti, Metamorphoses. Towards a Materialist Theory of Becoming, Oxford 2002, s. 1 [za:] Aleksandra Derra, Ciało-kobieta-róznica w nomadycznej teorii podmiotu Rosi Braidotti.

https://repozytorium.umk.pl/bitstream/handle/item/932/A.%20Derra,%20Cia%C5%82o%20kobieta%20r%C3%B3%C5%BCnica%20w%20nomadycznej%20teorii%20podmiotu%20Rosi%20Braidotti.pdf?sequence=1

 

[2] Jolanta Barch-Czaina, Szczeliny istnienia, Warszawa 1992, s. 139.

[3] Rosi Braidotti, Podmiot nomadyczny. Ucieleśnienie i różnica seksualna w feminizmie współczesnym, tł. Aleksandra Derra, Warszawa 2009.

[4] I. Berlin, O dążeniu do ideału, tłum. M. Tański, w: Dwie koncepcje wolności i inne eseje, red. J. Jedlicki, Warszawa 1991, s.

Dorota Chilińska "GNIZDO / Dom Polski" tekst o projekcie

Dwa pojęcia: miejsce i czas były dla nas najistotniejsze, kiedy razem z Katarzyną Lewandowską zaczynałyśmy pracę nad pierwszą edycją wystawy "Gniazdo". Wydawało nam się, że robimy coś bardzo ważnego, że ta wystawa będzie istotnym głosem w tym trudnym dla Polski czasie: zmianie władzy, kryzysie uchodźczym, rodzącym się nastrojom nacjonalistycznym. Wyglądało na to, że miejsce, w którym wypowiedzą się zaproszeni przez nas artyści będzie idealne, ze względu na swój kontekst historyczny. Był to bowiem były Dom Polski przy ulicy Boerhaavegasse 25 w Wiedniu, zakupiony w 1908 roku przez fundacje polonijne. Miejsce to przyciągało Polaków, którzy z jakiś względów opuścili ojczyznę, najpierw przyjeżdżali z biednej Galicji, potem uciekali przed I Wojną, a po II Wojnie Światowej chronili się przed represjami, w latach 80. poszukiwali schronienia na emigracji, by po wejściu Polski do Unii Europejskiej mieszkać i studiować w Wiedniu, ciesząc się wolnością. W trakcie realizacji wystawy mocno zweryfikowałyśmy swoją wizję, musiałyśmy podjąć wiele trudnych decyzji oraz zaakceptować fakt, że wystawa nie będzie promowana, że nie jesteśmy w byłymDomu Polskim mile widziane.

Katarzyna Lewandowska w swoim tekście o wystawie cytuje Rosi Braidotti: "Jeśli ktoś nie lubi skomplikowania złożoności i zmian, nie może dobrze się czuć w XXI wieku". Być może właśnie dlatego na wystawie w Wiedniu pojawiła się cenzura w stosunku do prac dwójki młodych artystów: Diany i Kordiana Ronnbergów. Pierwsza z nich dotyczyła obyczajów, a druga polityki. Diana w swojej realizacji odniosła się do swojej traumy związanej z poronieniem czyli "niezagnieżdżeniem" się zarodka w macicy. Jej trudne osobiste doświadczenia zapisane na fotografii zostały powiązane z aborcją, wokół której w Polsce stale toczy się walka środowisk prawicowych, kościoła i dręczonych polskich kobiet. Obraz Kordiana na wystawie w Wiedniu nie pojawił się ze względu na osobliwe połączenie Chrystusa i Donalda Trumpa. Wydał się zbyt dosadny w miejscu, w którym pojawiają się dyplomaci. Spore kontrowersje pojawiły się również wokół pracy Grzegorza Klamana "Macierz", w której artysta połączył formę kobiecej miednicy, "niosącej" prawdziwe ludzkie łożysko, z głową orła. Jej forma przypominała polskie godło. Długie negocjacje z władzami PAN sprawiły, że jednak praca Klamana została zaprezentowana i o dziwo jak wszystkie inne przez widzów została przyjęta z dużym zainteresowaniem. Wiedeńczycy, głównie pochodzenia polskiego, oglądali, słuchali z uwagą, dyskutowali. Był to dla nas kuratorek jedyny dobry oddźwięk w tym miejscu. Kiedy po kilku tygodniach wróciłyśmy do Wiednia spakować prace, wydawało nam się, że wystawa jest w jakiś dziwny sposób ukryta, zasłonięta kwiatami, projekcje były wyłączone, prawdopodobnie przez cały czas trwania wystawy. Znamienne, że doznałyśmy po raz pierwszy czegoś, co zaczęło się w Polsce pojawiać w instytucjach państwowych, związanych z kulturą, rodzaju cenzury, która akurat nas zmusiła do zmiany koncepcji wystawy i usunięcia z niej dwóch "kontrowersyjnych" prac. Był to czas "oburzenia", intensywnych protestów na ulicach w Polsce, wiary, że bunt może coś zmienić, ale też coraz mocniej odczuwało się twardą postawę zamknięcia polskich władz państwowych na wszelkie próby dialogu społecznego. Nie wspomnę już o tym jak bardzo zmieniło się nastawienie do uchodźców, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Wiednia w 2015 roku, na ulicach pojawiły się plakaty "MuslimeundFlüchtlingewillkommen!", po dwóch latach podczas toczącej się w Austrii kampanii wyborczej w 2017 roku, kandydaci już jawnie deklarowaliniechęć do uchodźców. Moja praca artystyczna instalacja sitespecific "W brzuchu Świata", którą wykonałam razem z muzykiem Arkadiuszem Soroką opowiadała historię emigranta, który znalazł się w tak zwanym "lepszym  świecie", gdzie nie ma żadnych szans na asymilację. Podobną wymowę miała również bardzo minimalistyczna, ale też bardzo dosadna praca Tomasza Wlaźlaka "Intruzi" i jego metafora much, które utknęły wewnątrz podwójnego okna i tam umarły.

Obie z Kasią Lewandowską miałyśmy za sobą trudne decyzje, ale też poczucie, że to była ważna wystawa. Kontrowersje, jakie pojawiły się wokół niej, jak również sytuacja polityczna bardzo nas inspirowały, czułyśmy, że głos artystek i artystów jest istotny, że jest to wyjątkowy czas i wszelkie działania będące odpowiedzią na zmieniającą się rzeczywistość mają ogromne znaczenie. W 2018 roku dzięki wsparciu finansowemu Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku mogłyśmy zrealizować drugą odsłonę "Gniazda/NEST". 

W części gdańskiej miałyśmy do dyspozycji nie tylko środki finansowe, sporą przestrzeń wystawienniczą, ale przede wszystkim swobodę wypowiedzi. Tutaj pojawiły się ocenzurowane prace Ronnbergów, równie mocna praca Martyny Jastrzębskiej, fikcyjny szkolny sztandar przywołujący pamięć o pogromie w Jedwabnym oraz prace młodych artystów będące komentarzem do aktualnych wydarzeń społeczno politycznych między innymi filmy Mateusza Kozłowskiego i Julii Riks czy praca Piotra Mosura. W Gdańsku postanowiłyśmy wyjść poza politykę i dotknąć innych obszarów funkcjonowania w "gnieździe".

               Obie realizacje Liliany Piskorskiej "Pole w którym jestem zakopana" oraz "Jedenaście oskórowanych świerków" powstały na kanwie jej wspomnień, we wsi, w której znajduje się dom rodzinny artystki. W wielu pracach Liliany wyczuwa się jej przywiązanie do natury. Jest coś w ludziach wychowujących się w pobliżu pól i lasów, co odróżnia ich od tych, którzy wyrośli na miejskich osiedlach. Może bardziej znają ten teren, a może uważają za bardziej naturalny, dlatego staje się on tłem lub bohaterem ich sztuki. Liliana zdjęła silikonową powłokę z jedenastu świerków "zabandażowała" je, a potem odkleiła z nich silikon razem z fragmentami kory, mchu i łusek. Uzyskała monumentalną grubą silikonowa "tkaninę" pachnącą lasem. Druga jej praca "Pole w którym jestem zakopana" powstała w 2016 roku. Artystka wyszła na pola za domem jej mamy i zakopała się w świeżo zaoranej ziemi. Dokumentację zrobiła jej partnerka. Pracę stanowi niewielki lightbox ze zdjęciem pejzażu. Nie ma na nim śladu człowieka, być może dlatego tak bardzo działa na wyobraźnię widza.

               Na wystawie zaprezentowałyśmy równie przejmującą w swojej wymowie pracę Zofii Martin pt. "Św. P ", czyli mały katafalk pełen trumienek dla pszczół. Zosia zebrała powyginane ciała owadów i starannie dopasowała do nich ceramiczne maleńkie trumny. Artystka próbowała w ten sposób przywrócić im szacunek, jako istotom żywym, które często zabijamy bez zastanowienia. Ja odnalazłam w tej realizacji również opowieść o śmierci, która łączy wszystkie żywe istoty.

               Do gdańskiej edycji Gniazda zaprosiłyśmy również Elżbietę Jabłońską. Artystka zaprezentowała wielkoformatowe zdjęcia dzieci z domów dziecka i pogotowia opiekuńczego, które pozowały zakryte białą tkaniną, jak duchy. Zdjęcia powstały według ich własnego pomysłu podczas wspólnych warsztatów zorganizowanych we współpracy z Agatą Cukierską w CSW Kronika w Bytomiu. Elżbieta mówi tutaj o potrzebie schronienia, opozycji wobec wszechobecnych selfie. Te sporych rozmiarów portrety, na których nie ma twarzy, ani żadnych cech indywidualnych, ukazują pewną anonimowość portretowanych, ich pochodzenie nakłada się na nią, potęgując różne, raczej smutne skojarzenia. Wątki rodzinne i pokoleniowe pojawiają się również w pracy Anny Koli "Więzy" oraz w bardziej metaforyczny sposób w rzeźbach Katarzyny Józefowicz. Ania analizuje swoją tożsamość na podstawie zapisów w księgach metrykalnych. Rzeźby Kasi Józefowicz "miasto 1989-2017" mają nową formę. W Wiedniu artystka prezentowała jedną z tych filigranowych rzeźb, tu, w Gdańsku jej forma się zmienia. Architektura, która jest inspiracją i elementem rzeźb wygląda jak latami misternie budowana konstrukcja, jak ogromne "mrówkowce", w których mieszkańcy latami dokonywali zmian, nadbudowując kolejne piętra, poszerzając balkony, okna, tworząc przytłaczające molochy napełnione strachem i lękiem. Katarzyna Józefowicz wspomina o swoim poszukiwaniu domu, jako miejsca, gdzie może poczuć się bezpieczna, o naszym wyobrażeniu domu, który stanie się przyjaznym gniazdem.

Wyjątkowo też cenię sobie obecność na wystawie artystki i performerki Anny Kalwajtys. Nie tylko jej niezwykłą energię, która rezonuje w widzach w postaci trwałego skupienia podczas jej występu, ale również budząc ich reakcje, złość, płacz, przerażenie. Zawsze, kiedy z Kasią Lewandowską, zapraszamy Anię Kalwajtys, wiemy, że czeka nas coś niezwykłego, że nie będzie to "letnia praca" , że ona głęboko nas poruszy. Podczas wernisażu wystawy w Gdańsku, artystka wykonała performace, ale pojawiła się również jej praca artystyczna "Zwierz", którą stanowił m.in bio-obiekt, praca z pogranicza performance i bioartu.

Ta różnorodność wypowiedzi, technik, ale również zaproszenie artystów z różnych pokoleń zbudowały wielowymiarową opowieść o "Gnieździe". Chciałyśmy uniknąć stereotypu. Podczas edycji wiedeńskiej usłyszałyśmy, że to, co prezentujemy, nie mieści się w sielankowym obrazie gniazda, jako miejsca, z którego się wywodzimy, w którym wyrastamy i które zapewne na zawsze pozostaje w nas. Nie potrzebna nam taka historia, która budzi kontrowersje? Budując koncepcję wystawy Katarzyna Lewandowska poprosiła artystów, żeby podali trzy słowa, które kojarzą im się z "obrazem" gniazda. Pojawiły się bardzo różne skojarzenia, związane z bezpieczeństwem: dom, początek, więzy rodzinne, mama, ale też z opresyjnym znaczeniem gniazda: piętno, walka, destrukt, często odnoszące się do zmysłów i pamięci: ciepło, zapach, ale też powszechnych symboli: wianek, bocian, gałąź. Każdy widział co innego. Jak wcześniej wspomniałam, w Gdańsku mimo swobody, akcent nie padał wcale na polityczny aspekt funkcjonowania w "gnieździe", wiele prac było mocno osobistych, choć jak pokazuje przypadek Diany Ronnberg te granice też są bardzo płynne.

Po wystawie w Gdańsku, zamknęłyśmy projekt, czując sporą satysfakcję. Zapomniałyśmy o upokorzeniu, które nas spotkało w Wiedniu. Nie starałyśmy się o pieniądze na kolejną edycję, zresztą pokazywanie tej wystawy po raz kolejny w Polsce mijało się z celem. Minęło półtora roku, zanim pojawiła się możliwość zaprezentowania projektu "Gnizado" w Niemczech. W październiku 2019 roku mogłyśmy otworzyć wystawę w zaprzyjaźnionej Galerii Art Supplement w Getyndze. Tutaj bardzo ważny był również aspekt wspólnej historii Polski i Niemiec. "Gnizado/Nest" zyskało podtytuł związany z ważnymi datami rocznicowymi w historii XX wieku: 1939/1989/2019. Szukając prac, które odpowiadały temu zagadnieniu, uzmysłowiłam sobie znowu jak wiele się zmieniło w rzeczywistości polityczno-społecznej w Polsce. Niektóre artystki i artyści przygotowali nowe prace, dotykając nowych wątków. Dla mnie ogromne znaczenie miały zaprezentowane na wystawie w Getyndze dwie prace Liliany Piskorskiej: "Małpa z czerwoną twarzą" oraz "PDA Public Displays of Affection".

Uakari Szkarłatny, niewielka małpa zamieszkującą Amazonię została wybrana przez Polaków jako stereotyp Ukraińca, pojawiający się w memach, "wiecznie zapijaczonego" i mało rozgarniętego, w Polsce, w kraju, w którym stara się funkcjonować. Liliana treść memów internetowych nakłada na film nawiązujący obrazem do historii Ukraińca, który szedł przez zieloną granicę tyłem, żeby kamery nie wyłapały tego, że idzie z Ukrainy do Polski. Nie była to praca związana z historią Polski i Niemiec, ale dotyczyła sąsiedztwa i powiązanych z nim wątków historycznych, które często określane są jako kolonizacyjne.

Druga z prac PDA Public displays of affection (publiczne okazywanie uczuć), to dynamiczny film, w którym w ciasnym kadrze pojawiają się sylwetki policjantów reprezentujących Oddziały Prewencji Policji. Sposób filmowania i stroje potęgują wrażenie rozsadzania kadru i napierania na widza. "Policjanci" ćwiczą musztrę w małym mieszkaniu, ciasno przylegając do ciał innych policjantów w szeregu, maszerują między kanapami, fotelami, lodówką, potykając się o rzeczy. Co jakiś czas zastygają w milczeniu wzmacniając napięcie. Nie była to jedyna praca dotycząca PDA czy też napięć z nim związanych. W edycji getyńskiej zaprezentowałyśmy również zdjęcia toruńskiego fotografa, dokumentalisty Marka Krupeckiego, który od kilku lat fotografuje na ulicach wystąpienia i protesty. Jego zdjęcia prezentowane były w formie slajdów na ścianę. Ta stylizacja nawiązywać miała do lat 80. zacierając granicę pomiędzy tym co współczesne, a tym co jest już historią. Obraz pewnych emocji wyrażanych podczas publicznych wystąpień, jest podobny, bez względu na czas, w którym jest wyrażany.

               Najpopularniejszą z prac na wystawie w Galerii Art Supplement był "Idol Nadwiślański" Aleki Polis, ceramiczna tralka, której układ wgłębień przypomina postać o dwóch twarzach zwróconych w przeciwne strony, zaskakująco podobną do profilu bliźniaków Kaczyńskich. Praca powstała po pojawieniu się informacji o zakazie fotografowania premiera z profilu. Artystka kojarzy "idola" z bogiem Janusem, który jest symbolem władzy, a jego dwie twarze symbolizują ambiwalencję dobra i zła, jak również obraz polskiego społeczeństwa zwróconego w przeciwne strony. Wskazuje również na wiele znaczeń słowa "idol", jako bóstwa, obiektu podziwu, ale też popularnego reality show. Co ciekawe, rzeźba podczas otwarcia wystawy stała się najczęściej fotografowanym przedmiotem, samodzielnie, ale też jako tło, selfie itp.

               Kilka wybranych przez nas prac odnosiło się bezpośrednio do tematu wojny, m.in film Anki Leśniak "Fifi Zastrow". Opowiedziana przez artystkę historia Friderike Falkenberg, aktorki pochodzenia żydowskiego, która w czasie wojny grała w propagandowym teatrze III Rzeszy w Łodzi oraz praca Krzysztofa Białowicza "War". Napis "War" jest przestrzenną minimalistyczną formą, która ma dwa znaczenia angielskie "War" jako wojny i niemieckie "war" jako czas przeszły. Ta praca kojarzy mi się z często pojawiającym się w Polsce "pamiętamy" i zawsze z tym, co z pamięci wyparte. Krzysztof Białowicz użył formy topograficznej zbliżonej do stworzonego w 1939 roku kroju pisma Tea Chest, której kształt i nazwa dalekie są od grozy czasu, w którym powstały. I w końcu praca Martyny Jastrzębskiej "Garść ołowiu", którą stanowi 38 ołowianych kul. Połowa z nich jest oryginalna i pochodzi okopu I Wojny Światowej, a połowa to wierne jej kopie, dla widza jest to nierozróżnialne. Martyna analizuje tu zjawisko postprawdy i manipulowania ofiarą. Podobnej tematyki, choć w zupełnie innym ujęciu dotyka Joanna Chołaścińska w swojej realizacji "Ta, która opiekuje się gniazdem. Kobieta udomowiona. Kobieta oswobodzona". To praca bardziej narracyjna, opowiadająca o postaci owdowiałych kobiet, ofiar wojen, pielęgnujących swoją rozpacz w imię bohaterstwa mężów i synów. Figurze wdowy towarzyszą złote ramki, w miejsce zdjęć rodzinnych pojawiają się kawałki tkanin z munduru i materiałów.

Jedna z najbardziej estetycznych prac na wystawie, która podczas wystawy również stawała sie tłem do wspólnych fotografii, wbrew swojej estetyce miała bardzo przytłaczającą wymowę. "We Are [defected]" Jacka Staniszewskiego, to cykl 114 portretów, z którego artysta wybrał małą część. W Getyndze pojawiło się 25 portretów "uszkodzonych", ludzi bez twarzy. Jest to praca psychologiczna, uniwersalna, znamienne, bo uniesie ciężar każdego historycznego tematu. Przewrotność zapisania w tytułu sugeruje dodatkowe znaczenie "We Are [defected]", podkreśla jednak obecność, która może być interpretowana zarówno jako "jesteśmy i dźwigamy nasze piętno", albo też "przede wszystkim jesteśmy".
Ten ciężar ludzkiego cierpienia czuje się równie mocno w performance Aurory Lubos "Z wody". Na wystawie pojawił się film dokumentujący jej działanie na sopockiej plaży, wykonane w październiku 2015 roku,w Dniu Solidarności z Uchodźcami. Artystka brnęła we wzburzonym chłodnym morzu, wynosząc z wody kukły napełnione piaskiem,  przypominające martwe ludzkie ciała i układała je na plaży. Jej ogromny wysiłek i autentyczna rozpacz miały jeszcze głębsze znaczenie w środku sopockiego kurortu, gdzie raz po raz mijali ją spacerujący lub uprawiający jogging turyści. Nie chciałyśmy tej pracy eksponować, raczej od początku myślałyśmy, żeby pokazać ją na małym ekranie, z boku, żeby pojawiła się jak obrazek "z tyłu głowy", coś, co zostało już wyparte ze świadomości.

Zdecydowałam się też pokazać w Getyndze moją pracę "Tower of Babel", która ma już ponad 15 lat. Jest to biblijna opowieść o wieży Babel, odczytywana przez komputerowe generatory mowy ludzkiej starające się rozpoznać język i nigdy nie robiące tego poprawnie. Kiedy powstała, łączyłam ją z wydarzeniami z 11 września i nadal uważam, że jest to sedno tej pracy, jakiś początek zawiłych wydarzeń, które zmieniły współczesny Świat. Oczywiście jest to historia uniwersalna, biblijny obraz, który można nałożyć na różne sytuacje, zachowania, fakty polityczne itd. Pracę zrobiłam w czasie, kiedy zaczęłam odczuwać, że ludzie w żaden sposób nie są w stanie się ze sobą porozumieć, ich języki są splątane jak w historii o wieży Babel. Tutaj, w Getyndze myślałam bardziej o Polsce, o aktualnej sytuacji politycznej, o nastrojach i zachowaniach społeczeństwa polskiego. W historii biblijnej Bóg pomieszał ludziom języki i rozproszył ich po całym Świecie, ponieważ dotychczasowa jedność dawała im siłę i potęgę działania. Ta historia wydała mi się wyjątkowo odpowiednia dla opisania tego, co się obecnie dzieje w Polsce.

Czy pojawi się kolejna odsłona wystawy "Gniazdo/Nest"?

Nie czuję się zmęczona tym projektem, raczej zaciekawiona co będzie dalej. Wiele artystek i artystów biorących udział w wystawie przygotowało pracę specjalnie na tę okazję, są one bardzo aktualnym komentarzem do polskiej rzeczywistości. W Getyndze "Gniazdo/Nest" było prezentowane w czasie trwania Seminarium Toruńsko-Getyńskiego, które również skupiało się na datach rocznicowych 1939/1989/2019. Znajoma z Getyngi powiedziała mi, że dość sceptycznie podchodziła do pomysłu seminarium, w którym na każdą z tych dat poświęca się dwie godziny, bo cóż można powiedzieć w takim czasie? Później jednak zmieniła zdanie, doceniając osobisty charakter wypowiedzi i możliwość wymiany doświadczeń.

               Chciałabym bardzo, żeby "Dom Polski" nie był zbudowany z brązu i ze stali, ani też ze spiżu. Wolałabym, też, żeby nie wyglądał jak wiejska chata wśród zbóż i łąk. O ile bardzo lubię metaforę w sztuce, to nie chcę jej w codziennym języku i zdecydowanie wolę mieć możliwość swobody wypowiedzi. Od początku z Kasią Lewandowską myślałyśmy o pokazaniu złożoności problemu, o wymianie doświadczeń i poglądów, stworzeniu formy otwartej, w której jest miejsce na kolejne obrazy i pojęcia, również na błędy, które się zdarzyły.

bottom of page